poniedziałek, 2 stycznia 2012

W USA robi się gorąco

W USA robi się gorąco

Autorem artykułu jest Paweł Hanus



Czy to początek krytycznego postrzegania USA przez agencje ratingowe? Rynki finansowe bardzo nerwowo zareagowały na możliwe obniżenie perspektywy oceny wiarygodności kredytowej USA.

Wczorajsze (18.04.2011) zachowanie na światowych rynkach finansowych zelektryzowane zostało wiadomością agencji ratingowej Standard@Poor's, która obniżyła perspektywę oceny wiarygodności kredytowej USA do negatywnej. Stany Zjednoczone mają najwyższy możliwy rating AAA. Agencja uzasadniała swoją decyzję brakiem wiarygodnych planów dotyczących obniżenia przez rząd USA wysokiego deficytu budżetowego.

Dług publiczny w USA przekroczył 14 bln dol. To aż 45,3 tys. dol. przypadające na każdego amerykańskiego obywatela. Połowa obecnego długu publicznego powstała w ostatnich sześciu latach. W styczniu 2005 r., gdy George W. Bush rozpoczynał swoją drugą kadencję prezydencką, dług sięgał 7,6 bln dol. Pod koniec 2008 r. sięgał już 10,7 bln dol. Obecnie dług wzrósł do rekordowego poziomu 14,02 bln dol. Problem w tym, że Kongres USA wyznaczył w zeszłym roku limit zadłużenia na poziomie 14,3 bln dol., którego nie można przekroczyc bez jego zgody. Limit prawdopodobnie zostanie przekroczony w ciągu najbliższych kilku tygodni. Na propozycję podwyższenia limitu nie chcą się zgodzic Republikanie, którzy wolą plan cięc socjalnych. Prezydent Obama stwierdził, że kompromis jest konieczny, bo w przeciwnym wypadku Ameryka zbankrutuje.

Wydaje się, iż USA jest w sytuacji bardzo newralgicznej, z której nie ma dobrego wyjścia.

Prawdopodobnie USA wybiorą drogę dalszego zadłużania się, co może spowodowac bardziej krytyczne podejście przez, pobłażliwe dotychczas agencje ratingowe, co do ich wiarygodności. Co w dalszej perspektywie powinno znacząco podnieśc koszty obsługi gigantycznego zadłużenia Ameryki. Z drugiej strony, jeśli Kongres nie podniesie limitu zadłużania się, rząd będzie zmuszony do wprowadzenia drastycznych cięc budżetowych i podwyżek podatków, a to może załamac dynamikę odbicia się amerykańskiej gospodarki po ostatnim kryzysie finansowym.

---

http://hpbiznes.blogspot.com


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Amerykański sen

Amerykański sen

Autorem artykułu jest kamil romaniuk



Popularności ''amerykanów'' w Polsce i Europie nie da się wytłumaczyć. Owszem,takie auta są wygodne i luksusowe,ale ze względu na rozmiary trudno się nimi manewruje na wąskich europejskich drogach.

Duża masa i mocne silniki wymagają sporego zastrzyku paliwa, zaś wykończenie aut z USA-w porównaniu z modelami wytwarzanymi na Starym Kontynencie pozostawia wiele do życzenia. To co się nam w nich podoba? Na pewno,a może przede wszystkim ich moc oraz niepowtarzalny charakter.

Ameryka lubi konie mechaniczne,chociaż w większości stanów obowiązują ostre przepisy ograniczające maksymalną prędkość. Nadmiar koni nikomu i do niczego nie służy, bo i tak w zasadzi nie wolno jeżdzić szybciej niż 130km/godz. Tymczasem wiele modeli samochodów z USA ma pod maską silniki wielocylindrowe o mocy kilkuset koni mechanicznych. Po co? To po prostu element amerykańskiego stylu życia.

Za oceanem bardzo popularne są tak zwane muscle cars(dosłownie auta muskularne),czyli sedany,coupe lub liftbacki z wielkimi ośmiocylindrowymi motorami. ''Muscle cars'' były modne od lat 50.do 70.XX wieku. Póżniej kiedy w Ameryce wybuchł kryzys paliwowy, producenci musieli zrezygnować z wielkich motorów. Powrót mody zapoczątkował Ford Mustang. Po nim był Dodge Challenger-nowoczesna replika aut o takiej samej nazwie sprzed 40 lat,Chevrolet Camaro i - ostatnio debiutujący-Dodge Charger 2011. Ten samochód w amerykańskich salonach będzie hitem,bo ma aż 370 koni mechanicznych, 5,7-litrowy motor V-8 i nadwozie tak sztywne, że wytrzyma bez odkształceń przeciążenia rzędu 0,9G. Przy okazji, bo tak własnie jest reklamowany,gwarantuje ''jazdę komfortową i cichą", jest też bardzo bezpieczny.

---

kamil romaniuk

zapraszam do poczytania!!!


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Nowy Jork w Krakowie

Nowy Jork w Krakowie

Autorem artykułu jest Kasia



Do końca sierpnia ma miejsce wystawa Nowy Jork w Krakowie. Warto ją odwiedzić i zapoznać się z pracami wybitnego fotografika, Andreasa Feiningera. Dla wielu osób oglądających tę wystawę stał się on bardzo ważnym artystą.

W Krakowie w Międzynarodowym Centrum Kultury trwa wystawa fotografii Andreasa Feiningera. Wystawę pt.: “Nowy Jork. Lata czterdzieste” można obejrzeć do końca sierpnia. W programie towarzyszącym wystawie przygotowano również cykl literacko-teatralny. Andreas Feininger był amerykańskim fotografem o francuskich korzeniach. Znany ze swoich zdjęć oraz książek poświęconych technice fotografowania. Urodził się w 1906 roku w Paryżu, a do Stanów pojechał dopiero w wieku 33 lat. Z wykształcenia był architektem, ale w zawodzie pracował tylko na początku. Szybko przerzucił się na fotografię i 1943 pracował dla znanego amerykańskiego magazynu „Life”. Fotografował Nowy Jork w doskonały technicznie sposób, miał zamiłowanie do architektury, układów geometrycznych, panoram. Na jego zdjęciach manifestują się dwa porządki: natury i ludzkiego dzieła. Architektura i przyroda współistnieją ze sobą. Feininger był zafascynowany miastem, pociągały go wszystkie jego elementy: ulice, budynki, mosty, samochody, korki, ludzie. Postrzegał miasto jako żywy organizm, który ma swoje życie, pragnienia, piękno, brzydotę i dynamikę. Oprócz robienia zdjęć, pisał również książki o fotografowaniu. Wydał takie pozycje, jak: „Nowy Jork w latach czterdziestych”, „Ameryka wczoraj”, „Drzewa” i wiele innych. Do końca sierpnia można odwiedzić wystawę prac Feiningera w Krakowie w Międzynarodowym Centrum Kultury na Rynku Głównym 25.

---

http://blog.arttuba.com/2010/07/nowy-jork-w-krakowie/


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Halloween i Walentynki – święta z importu

Halloween i Walentynki – święta z importu

Autorem artykułu jest Mr.X



Starsi ich nie lubią, młodsi traktują jako kolejną okazję do zabawy. Globalizacja jednak nieuchronnie importuje nam coraz to nowsze święta z różnych części świata. Są dość kontrowersyjne – bo przecież i walentynki i Halloween wzbudzają w nas skrajne uczucia. Czy słusznie?

Walentynki


Święto wbrew pozorom o katolickich korzeniach – pochodzi bowiem od św. Walentego. Do Polski walentynki trafiły z Francji, a nie jak się mylnie sądzi z Ameryki. W Ameryce natomiast święto to jest najhuczniej obchodzone, stąd też ten kraj uważany omyłkowo jest za prekursora i krytykowany przez przeciwników.
Polską alternatywą dla walentynek jest noc Kupały obchodzona w dniu przesilenia letniego, choć obecnie z racji słabszego marketingu, jest obecnie już w zasadzie wspomnieniem dawnych zwyczajów.
Przeciwnicy walentynek podnoszą głównie argument o komercjalizacji święta. Faktycznie już na początku lutego w większości sklepów wystawy zamieniają się w lukrowane serduszkowe laurki dla zakochanych, zapraszające do zakupu dla ukochanej osoby. Nikt natomiast nie zmusza nas przecież, żeby cokolwiek kupować – świętować możemy choćby i w domowym zaciszu. Wysmakowana kolacja i dobry film pozwolą na zupełnie oderwane od komercji świętowanie – o ile oczywiście chcemy. Wszystko zależy od naszej kreatywności!

Halloween


Święto to jest niemal równie radosne jak walentynki, przez co jeszcze bardziej nie lubiane w kraju. Wszystko dlatego, że tradycyjne Święto Zmarłych jest dla nas często osobistym przeżyciem, czasem zadumy i wyciszenia. Stąd też mocno kłóci się nam wizja pseudohorroru ze świecami, dyniami i poszukiwaniem cukierków.
Paradoksalnie jednak – właśnie dla dzieci taka forma obchodów tego szczególnego dnia może być najlepsza! Dzieci często nie pojmują śmierci w pełnym kontekście, rodzinne spotkania je po prostu nudzą... a zabawa w poszukiwanie cukierków, o ile potraktowana z umiarem może być dla nich dobrą rozrywką. Oczywiście bez przesady – ale dobrze pokierowane przez dorosłych, dzieci spędzą dzień w odpowiedni dla ich wieku i postrzegania świata sposób.
Co ciekawe – i to święto nie pochodzi z Ameryki. Jego początki mają celtyckie korzenie i związane są z obrzędami mającymi odganiać złe duchy. Niemniej nie da się ukryć, że to Ameryka oba święta skomercjalizowała do bólu i to przez nią tak źle je postrzegamy.

Obchodzić – nie obchodzić?
Każdy swoje zdanie ma, słowem klucz do właściwego wyjścia z sytuacji jest tolerancja. Nie chcesz – zwyczajnie ignoruj, naprawdę nie trzeba epatować swoich antypatii w rozmowach, czy np. w głupim tekście na t-shircie.
Lubisz – świetnie, ale upewnij się, że otoczenie z którym chcesz świętować też będzie pozytywnie nastawione. Przyniesienie wydrążonej dyni w halloween do pracy niekoniecznie będzie najlepszym pomysłem, podobnie też obdarowanie w walentynki nowopoznanej sympatii poduszką w serca należy wcześniej poprzedzić małym wywiadem.

Dobrej zabawy!

---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl